Murarze odeszli
Pora zakończyć najbardziej nerwowy etap budowy. Jak na razie. 2 tygodnie przestoju przez pijacki beer-team-geist. Druga ekipa murarzy była fachowa, pracowita no i jakaś normalna. Codziennie punkt 7.30 na budowie, koniec o 19. Murowali nawet jak padało. Majster (szacunek) dobrze wyliczył druty, cement i pustaki - została jedna paleta Leiera 30-stki i kilka cegieł. Reszta poszła prawie do sztuki. Mimo to cieszymy się, że jeden strup z głowy. Chociaż nie wiemy jak będzie dalej - goście od dachu już powiedzieli, że w piątki to się roboty nie zaczyna, że już we wtorek jest Piotra i Pawła więc może by tak zacząć od środy??? Dobrze by jakąś zaliczkę wziąć?? Chyba z jednej górki pod drugą...
Na razie podoba nam się ładny łuk na szczytowej ścianie budynku:
Dom z różnych kątów widzenia w porze popołudniowej. Klimat fajny, śpiewają ptaki, spokój, cisza, z rzadka jakiś furak drogą przejedzie - przypomni, że mieszkamy w "mieście". Gdyby nie to brzęczenie za uszami. Doprowadza do szału, szukamy dobrego i skutecznego sposobu na likwidację komarów w ilościach hurtowych.
Zostało trochę gruzu do uprzątnięcia, desek po rozszalowaniu okien drzwi i innych otworów. Jeszcze z tydzień i będzie można wyjąć stemple spod stropu i balkonów. W końcu będzie można trochę postprzątać w środku.
Bloczki betonowe, których ilość źle wyliczył pierwszy majster (zostało ok 1000 sztuk), pójdą w fundament ogrodzenia.
A tak chata wygląda z drogi dojazdowej. Kolejny wpis zamieścimy jak stanie kawałek więźby dachowej.
Komentarze